Початкова сторінка

МИСЛЕНЕ ДРЕВО

Ми робимо Україну – українською!

?

Spotkanie

Іван Вагилевич

Witaj, moje marzenie, anioł-krasawica!

Brwi czarne, miękkie, gładkie i rumiane lica,

I usta koralowe, wielkie, modre oczy

Wśród siatki długich rzęsów, i pukle warkoczy

Jasno-rusych, i ząbków pereł drobnych nizy,

Kibić smukła i kształtna w mgle powiewnej ryzy.

Witaj, ziemski aniele! Nim ciebie spotkałem,

Tkliwy, cichy marzyciel, twój obraz widziałem

Mojej duszy oczyma…

Zbudzony z uśpienia

Dzieciństwa, z gładkim czołem, bez snów i marzenia,

Owóz nagle wstąpieiem na wir życia mętny,

Prosty, szczery, otwarty, marzyciel namiętny.

Przede mną wszystko w jasnym odblasku się lśniło

Rajską ułuda; wtedy na jawie się śniło.

Widziałem rzęsy barwy dziwnej, pięknie tlące,

Słyszałem dźwięki głosu dziwnie, mile brzmiące;

Na skrzydłach lotnej myśli wysoko, daleko

Ulatując, bujałem – tak mi było lekko!

Wtedy tętno współczucia pójmy wałem szczerze;

W sercu miłość dla bliźnich w nadziei i wierze.

Zatęskniłem za czemsiś, o czym – nie wiedziałem;

Podzielić uczucie, myślą połączyć się chciałem,

Żyć duszą w bliźniej duszy w wiecznym zjednoczeniu,

Współczuciem i współ żądzą w tęsknocie, marzeniu;

Sny wiosny się prześniły, cierpkie obudzenie

W zimnej rzeczywistości, kędy li wspomnienie

Z przeszłości mglistej bląką samotnie, z daleka,

Gdy gorycz serce krwawe rdzą zgrozy powleka.

Z zadumaniem na czole, z ściętą żalem wargą

Obejrzałem się wokół. Niepojętą skargą

Przemawiałem do bliźnich, nikt mię nie rozumiał,

Siałem obcy, samotny. Jam zgadnąć nie umiał

Ich czucia, żądze; serce więdło i cierpiało,

I pierś bolejąc ziębła, a czucie płowiało.

Wówczas zleciały do mnie dwa anioły stróże:

Przyjaciel i kochanka! Niosąc bez i róże.

Niegdyś mi się zdawało, żem miał przyjaciela

W młodzieńcu, którego jam był wybrał wśród wiela.

W jego oczach, jak w księdze, wyrazy czytałem,

Prawedę, wolność, ojczyzną z marzeniem, z zapałem.

Mieliśmy spoiną ź sobą myśl, gadkę, marzenie,

Które li przywdziewały świeże ubarwienie.

Widziałem w przyjacielu anioła mojego,

Jam, tyjąc z nim bez działu, nie mał nic własnego.

Przyszła chwila rozbratu: przyjaźń się rozprzegla,

A zamiast wzajemności zawiść się wylęgła.

I niegdyś mi się śniło, że kochankę miałem

W dziewicy, którą w gronie jej drużek wybrałem.

Jam oczami w jej młodą duszę się wczytywał,

I jej chęci uprzedzał, myśli odgadywał.

Ona buta mi wszystkim! – wieczorem, zaraniem,

Czciłem ją, jako bóstwo, modlitwa i łkaniem.

Z nią była moja dusza, wiosenno kochałem…

Niestety, wszystko przeszło! Ocknięty ujrzałem

Zamiast niewcielonego anioła ziemiankę

Płochą, pustą, wesoła… Straciłem kochankę.

Mnóstwo postaci przeszło. Zimny, obojętny,

Bez czucia się rzuciłem na wir życia mętny.

Miałem dobrych przyjaciół, i lubych, i miłych,

Miałem ładne kochanki. W ich piersiach zażyłych

Czucia nie było, serca czcze i lodowate.

Dusze brudne, koszlawe, myśli wirowate.

A ich oczy jaskrawe i czoła miedziane

Klątwą i potępieniem były piętnowane.

Cierpko, nudno mi było: przetrawiony żarem

Sam w sobie, wtedy było mi życie ciężarem.

Polubiłem samotność! Wśród zgiełku i tłumu

Zatapiałem się w myślach, w rozczetach rozumu

Rozbierałem swą istność i ogólne badał

Zycie. Bez czucia w myślach jam wiarę postradał

W boga i w nieśmiertelność duszy; obwikłany

W sieci rozczetu, padłem na klątwę skazany.

W życiu li śmierć powolną i cierpką widziałem,

I sam przed swoim wnętrzem ze zgrozy zadrżałem.

Ujrzałem ciebie, o mój aniele marzenia!

Zadrżałem z zachwycenia; a wśród uniesienia

Wszędzie widziałem postać twoją, cudnie lśniącą,

W całym odblasku krasy i wdzięków błyszczącą;

Moje uczucia, żądze ocknięte zawrzały

Bujnie i promienisto; i jam zadrżał cały.

Zatarły się wspomnienia goryczy i czczości,

I zmartwychwstałem taki, jak w błogiej przeszłości,

Ozydów, 19 maj[a] 1840


Зустріч

Вітай, моє кохання, ангельська красуне!

Шовкові в тебе брови, личко гоже, юне,

А губки малинові, як достиглі вишні,

А очі – як волошки, русі коси пишні,

А зубки – наче перли, білі намистини,

А талія форемна, уся – немов з картини.

Вітай, земна богине! Ти мені й до стрічі

Все видивом з’являлась, лиш заплющу вічі, –

І я не помилявся…

Неначе пробудився,

І снів своїх дитячих, либонь, не додивився.

Зіп’явшись лиш на ноги, йду я у вир життєвий,

Простий хлопчина-мрійник, пристрасний, чутливий.

Весь світ мені здається райською маною,

Тож наяву уява стала перед мною.

Казкових барв я бачу вії променисті,

Твій голосок лунає, мов дзвіночки чисті;

Немов на дужих крилах я зривавсь високо,

Злітав, кружляв у висі, де й не бачить око!

Я співчуттям гарячим тішивсь нелукаво;

Плекав любов до ближніх щиро, величаво.

За чимось затужив я, за чим – сам не знав ще,

Навзаєм почувати, зріднившися назавше,

Думками поєднатись незрадно, як друзі,

В поривах і жаданнях, радості й тузі;

Тільки ж сни проминули юначі, весняні,

І холодна буденність тче спогади ранні,

Про минуле чудесне лише споминаю,

Ржа на серці моєму, чому – сам не знаю.

В задумі тяжкій, з скорбними устами

Навколо озираюсь. Скарживсь я словами

До всіх, хто стрінеться, скрізь зустрічав мовчання;

Мене не розуміли. Їх чуття, бажання

Я не зумів збагнути; серце моє нило,

I груди біль морозив, хоч чуття палило,

Два ангели злетілись, на сторожі стали:

Товариш і кохана! Квіти дарували.

Тоді мені здавалось – приятеля маю,

Бо сам його я вибрав – добре пам’ятаю.

Читав з очей, як з книги, я слова правдиві –

Вітчизна, воля, правда – в рвійному пориві.

Ми думали однако, у помисли крилаті

Нову вкладали сутність – і тим були й багаті.

Друг тоді для мене був святим кумиром,

Здавався він у всьому завжди вірним, щирим.

Але прийшла незгода – десь пропала радість

Взаємності і дружби, а появилась заздрість.

Колись мені здавалось – мав я ще і кохану,

Її я серцем вибрав – критися не стану.

Здається, кожен порух серця вмів читати,

Її бажання кожне зразу відгадати.

Усім була мені вона – вечором, світанням,

А стала із святині – болем і риданням.

Кохав я так весняно, жив її душею…

Але, проснувшись, мусив розпрощатись з нею,

Бо на місці ангела я побачив паню,

Легковажну приндочку… Втратив я кохану.

З багатьма я знавсь тоді… Весь якийсь байдужний,

Без чуттів я кинувся в вир життя паплюжний.

Мав колег добрячих я, і були у мене

Любоньки-любасочки, серце в них студене

В грудях било-стукало, почуття лукаві

І брудненькі душі їх, мислі кучеряві.

А брехливі очі їх, язики безстидні

Знали тільки зводити, отакі огидні.

Я маркітно нудився; все єство протліло,

Жити між людей таких вже осточортіло.

Я запраг самотності! Серед дзеньку й тлуму,

У своє поринув я, в невеселу думу.

Над життям-буттям своїм міркував допіру

Холодно, розсудливо, – і утратив віру

В бога, царство праведне… Я попав у сіті,

В клятвах я зневірився, в правді на сім світі.

Я ішов до смерті вже млявою ходою

І тремтів з переляку сам перед собою.

І тебе побачив знов, ангеле ласкавий!

Затремтів, захоплений, боже ти мій правий!

Лиш куди не гляну я- – всюди ти, привітна,

У красі незбагненні, виткана зі світла.

Пробудились радісні всі мої жадання,

Розгорілись, зблиснули давні поривання.

Все гірке забулося, і стою спасенний,

Я воскрес з минулого, я живу блаженний.

Ожидів, 19 травня 1840

Переклад В. Лучука


Примітки

Вперше надруковано в журн. «Dziennik mod paryskich». № 4, с. 29 (16 лютого 1842).

Автограф зберігається в ЛНБ, архів I. Вагилевича, п. 12, од. зб. 43. Текст першодруку має деякі відмінності порівняно з автографом. Передруковано у вид.: Шашкевич Маркіян, Вагилевич Іван, Головацький Яків. Твори, с. 154 – 157.

Подається за автографом.

Подається за виданням: Українські поети-романтики – К.: Наукова думка, 1987 р., с. 391 – 394.